Gdańsk, 16 listopada 2001
Chciałbym zacząć od tematu, który mnie ostatnio interesuje. Mówiłeś kiedyś,
że Bóg zwrócił ci godność. Możesz przypomnieć, jak to się stało?
To się wiąże ze starymi niedobrymi
historiami w moim życiu, o których nie chcę mówić. Myślę, że nie ma takiej
potrzeby. Natomiast przywrócenie godności wiąże się z faktem, że bywałem i
bywam potępiany przez niektórych ludzi ze względu na jakieś tam zaszłości, i to
jest bardzo upokarzające i bolesne; a w Chrystusie zobaczyłem kogoś, kto wybacza,
daje nowe życie, nowy początek, daje szansę i w związku z tym przywraca
godność; niezależnie, co ludzie na mój temat myślą. I to jest dla mnie bardzo
istotne, dlatego że jeśli jest się poniżanym, to bardzo ciężko stanąć na nogi,
w każdym razie ja miałem z tym kłopoty.
Opowiedz trochę o twoim nawróceniu.
To się odbywało etapami u mnie. Z
jednej strony pochodzę z wierzącej rodziny, od dziecka chodziłem na szkółkę
niedzielną w zborze i jakąś taką naturalną koleją rzeczy było to, że jak byłem
nastolatkiem, zapragnąłem uzewnętrznić swoją wiarę w Chrystusa, to, że Mu ufam,
że Go kocham, poprzez chrzest. I to było takie naturalne, mówiąc naturalne, nie
chcę, abyś odniósł wrażenie, że mówię o wychowaniu chrześcijańskim. Wychowanie
chrześcijańskie jest bardzo ważne, lecz nie zastąpi tej osobistej decyzji
uczynienia Chrystusa kimś najważniejszym i ja taką decyzję podjąłem, z tym że
podkreślam to, był to proces normalny, naturalny, bez jakichś wielkich wzlotów
i upadków. Natomiast schody zaczęły się później - życie weryfikowało w sposób
brutalny to moje wcześniejsze postanowienie, na początku sam dosyć dużo
rozrabiałem, popadłem w duże kłopoty. Później inni ludzie, czy to w wyniku
bezmyślności, czy podłości, wpychali mnie w bagno; także to się tak plotło, po
części byłem sam sobie winien, a po części kłopoty były wynikiem działań innych
ludzi. Tak czy inaczej, był to czas, kiedy byłem daleko od Boga. I gdy do Niego
później wróciłem, to ten powrót miał wielką wartość, to znaczy ja wiedziałem,
do kogo wracam i dlaczego. Więc gdy pytasz o moje nowe narodzenie, to nie mogę
podać konkretnej daty, chociaż mógłbym - bo był taki czas, kiedy była
ewangelizacja, wtedy ja wstałem, wyszedłem na środek. Ale tak jak powiedziałem,
Pan Bóg, dopuszczając do mnie wiele doświadczeń, weryfikował tę decyzję. Więc
pełne uświadomienie, czym jest dziecięctwo Boże, co to znaczy być własnością
Boga, co to znaczy być przez Niego uratowanym, to do mnie docierało w czasie.
Znamy twoją piosenkę „Po prostu z Jezusem żyć”. Powiedz, jak wygląda po
prostu twoja codzienność z Jezusem.
Każdy dzień jest inny. Tu ciężko uogólniać, ale ja myślę, że przede wszystkim takim wspólnym mianownikiem jest świadomość tego, kim jestem w oczach Bożych. Ta świadomość wynika z relacji z Chrystusem. I ja bym na to pytanie się bał odpowiadać, ile razy dziennie czytam Biblię, ile razy się modlę, ile razy robię to czy tamto, bo to są rzeczy jakby pochodne tego, że jestem własnością Chrystusa, dzięki Jego łasce, Jego cierpliwości, miłosierdziu. Więc moja codzienność z Chrystusem wynika z tego, że On mi uświadomił, kim jestem dla Niego i z tym się wiąże taki prawdziwy pokój.
Jezus powiedział: „Szukajcie najpierw Królestwa Bożego i sprawiedliwości jego, a wszystko inne będzie wam dodane.” Czy to się sprawdza w twoim życiu?
Hm... Ciężko tak żyć. Czasami się łapię na tym, że doczesność bardzo mnie
absorbuje i zadaję sobie wtedy pytanie, czy aby na pewno zawsze we wszystkim
szukam Królestwa Bożego. Obawiam się, że nie zawsze tak jest, mówię to z pewnym
żalem. Ale to, co chcę powiedzieć teraz, to to, że dostrzegam, jak Pan Bóg w
swojej cierpliwości i łasce zaspakaja wszystkie nasze potrzeby w sposób dla nas
taki niezaplanowany, w sposób taki, że zadziwia mnie nierzadko. Jestem Mu z
tego powodu bardzo wdzięczny. Byłbym hipokrytą, gdybym powiedział, że o nic się
nie troszczę, ale z drugiej strony doceniam to, że Pan Bóg zabezpiecza naszą
codzienność we wszystko, co nam jest potrzebne, począwszy od rzeczy banalnych,
kończąc na rzeczach wielkich.
Jak ci się udał pobyt w Gdańsku?
Zawsze tu lubię bywać, bo tu mieszkają moi
rodzice. Gdańsk jest moim rodzinnym miastem, tu się urodziłem, tu się
wychowałem, tu pokończyłem szkoły, mam tu wielu znajomych.
Jakie szkoły ukończyłeś?
Średnią, pomaturalną i dopiero na
studia wyjechałem do Warszawy.
Jakie to studia?
Chrześcijańska Akademia Teologiczna.
Wczoraj słuchaliśmy wykładu na temat Bożych środków przymusu. Jezus w
podobieństwie o wielkiej wieczerzy (Łkl4,15-24) powiedział: „Wtedy rzekł pan do
sługi: Wyjdź na drogi i między opłotki i przymuszaj, by weszli, i niech będzie
zapełniony dom mój”. Czy czujesz się takim sługą, który przymusza innych do
Królestwa?
Z całą pewnością mogę powiedzieć, że
byłem niejednokrotnie przez Pana Boga przymuszany, za co jestem Mu bardzo
wdzięczny, co świadczy pewnie o tym, że byłem czy jestem dosyć tępawym uczniem
i naśladowcą Chrystusa, skoro takie rzeczy musiały się dziać w moim życiu,
ale... właśnie, wszystko ku dobremu, więc byłem przymuszany przez Boga wiele
razy, czasami mocno przymuszany. Natomiast czy ja przymuszam innych.... Wiesz
co, nie wiem, czy zostałem powołany do tego, żeby innych przymuszać. Więc
wydaje mi się, że nie przymuszam. Ja się nie czuję ewangelistą na przykład, ja
się nie czuję człowiekiem, który odnajduje w sobie potrzebę poprawiania świata.
Wręcz bym powiedział inaczej - czuję się niegodnym, żeby kogoś poprawiać. To,
na czym mi naprawdę zależy, to żeby dla ludzi, którzy się ze mną stykają w
różnych sytuacjach, Pan Jezus był widoczny we mnie, a więc inaczej rzecz
ujmując, zależy mi, żeby być świadectwem, ale nie tylko w tym, co robię, ale w
ogóle, kim jestem. Na tym mi zależy. Ale na ile mi się to udaje, to kiedyś Pan
Bóg oceni najlepiej. To zaprząta dużo mojej uwagi. Często na ten temat myślę,
często na ten temat się modlę. Natomiast nie wydaje mi się, żeby Bóg, na teraz
przynajmniej, oczekiwał ode mnie takiej postawy i takiego działania człowieka,
który jest posłany do innych, żeby przymuszać. Wydaje mi się, że Pan Bóg
oczekuje, żebym ja nie tyle przymuszał, co sugerował, albo może pobudzał do
myślenia, do refleksji. Rozumiesz? Wiesz, bardzo ważnym dla mnie jest, żeby nie
popadać w taką schizofrenię, że oto teraz gram koncert i to jest coś tak
niezwykle szczególnego, że ja teraz będę do iluś tam ludzi coś komunikował. Ja
staram się być taki sam na scenie, jak i poza sceną.
Wspomniałeś przez telefon, że
obecnie przygotowujesz się do wykładu. Powiedz, na jaki temat i czy często
wykładasz?
Od czasu do czasu zgadzam się na
poprowadzenie jakiś tam seminariów czy wykładów na różnych imprezach na tematy,
na które myślę, że mogę cośkolwiek powiedzieć. To się wiąże też po części z
moim wykształceniem teologicznym. Takimi moimi konikami, o których, no nie chcę
powiedzieć, że się znam, ale cokolwiek liznąłem, to są takie rzeczy jak np.:
związki zachodzące między kulturą, sztuką a wiarą albo etyką. Jeśli pytasz o
ten wykład, nad którym aktualnie pracuję, no to mam zadany taki wykład
zatytułowany roboczo: „Chrześcijaństwo wobec wyzwań terroryzmu” w domyśle
islamskiego. Ale to jest działalność poboczna, zdecydowanie częściej gram i
śpiewam.
Wydałeś teraz nową płytę pt. „Nienasycenia”. Na koncercie w niedzielę
mówiłeś, że kierownictwo sieci dystrybucji płyt Empik proponowało ci różne ceny
za umiejscowienie twojej płyty na odpowiednich półkach. Np. cena X za dolne
półki, cena Y za półki na wysokości oczu i cena Z za umieszczenie Twojej płyty
w dwudziestce najlepiej sprzedających się płyt w sieci Empik. Czy skorzystałeś
z którejś propozycji?
Nie daliśmy żadnej łapówki z
oczywistych względów. A czy płyta jest w tych sklepach? Nie wiem i raczej
wątpię, czy będzie ona we wszystkich sklepach. Mam przynajmniej taką nadzieję,
że może chociaż w niektórych. Ale to jest poza mną, ja nie kontroluję tego.
Kim jest „facet z jajami” z piosenki „Z gruntu męski blues”?
Mówi się o pewnym rodzaju mężczyzn,
że mają jaja, w sensie takim, że są stanowczymi ludźmi, którzy wiedzą, czego
chcą i jak osiągać cele, do których dążą. Najkrócej rzecz ujmując, chodzi o to,
że ta piosenka wykpiwa taki rodzaj myślenia i postawy charakterystycznej dla
wielu młodych mężczyzn, którzy lubią się przechwalać swoimi podbojami
erotycznymi. I im więcej tych podbojów przechodzą zwycięsko, tym bardziej są
dumni, tym wyższą może pozycję w hierarchii zajmują w niektórych środowiskach.
Czujesz to, wielu mężczyzn tak myśli i tak postępuje. I ta piosenka wykpiwa
taką postawę, sugerując, że nie jest to żadna sztuka zaliczać po kolei różne
kobiety, i że każdy w miarę zdrowy mężczyzna potrafi to robić. To nie jest
powód do żadnej chluby. Natomiast prawdziwy facet z jajami, czyli taki, który
jest twardym człowiekiem, który wie, czego chce, to taki człowiek, który
potrafi być wierny jednej kobiecie, którą kocha. I to jest większy powód do
dumy, niż zaliczanie wielu kobiet i obnoszenie się z tym.
Na koncercie też wspominałeś, żeby w epoce popularności zespołu Ich Troje
hołubić wędrownych grajków. Czy według ciebie ten zespół jest szkodliwy
społecznie?
Wiesz, on w moim przekonaniu może
być szkodliwy o tyle, że on sprowadza sztukę do takiego poziomu sprzedaży
hamburgerów - bym powiedział. Z tym, że nie jest to wymysł zespołu Ich Troje.
To konsekwencja daleko idącej komercjalizacji sztuki w ogóle, nie tylko muzyki,
gdzie wartość sztuki sprowadza się do ilości przykładowo sprzedanych płyt, co jest
totalnym nieporozumieniem i kariera zespołu Ich Troje jest takim bardzo na
czasie przykładem potwierdzającym tę tezę. Natomiast sam zespół... czy on jest
szkodliwy społecznie... no może o tyle, że przez tego typu twórczość zabija
wrażliwość w ludziach. Ale nic takiego złego nie robią przecież. To, że
wyglądają tak, jak wyglądają czy tam zachowują się, jak zachowują, to mnie
akurat nie szokuje i nie przeszkadza. Generalnie oczywiście nie lubię zespołu
Ich Troje.
Na zakończenie powiedz jeszcze, jakie masz marzenia.
Hm... Chciałbym zwiedzać świat, chciałbym
podróżować. Jestem ciekawy świata. Już trochę jeździłem. Nie powiem, żebym był
człowiekiem, który nigdzie tam nie wyjrzał poza własny kraj. Sporo zwiedziłem,
byłem w paru ciekawych miejscach, ale ciągle jestem (tu nawiążę do tytułu
mojej ostatniej płyty) nienasycony. Być może uda się choć część z tych marzeń
zrealizować.
Ostatnio gdzie byłeś?
Ostatnio byliśmy z żoną w Norwegii.
Wielkie wrażenie, szczególnie fiordy norweskie, to jest coś nie do opisania.
Zobaczyć fiordy i umrzeć. Piękne. W ogóle piękny kraj, polecam. Drogi,
niestety, baaardzo drogi, ale piękny.
Lubicie chodzić do kina. Na czym ostatnio byliście?
Dzisiaj byliśmy, po długiej
przerwie, na filmie francuskim zatytułowanym „Amelia”. Bardzo inteligentne,
subtelne kino europejskie. Film obyczajowy, bez żadnych fajerwerków, fajna
fabuła. Rzecz dotyczy młodej dziewczyny, która wkracza w dorosłe życie. Lekko
opowiedziane, dużo dobrego humoru, ale nie za dużo, nie jest to komedia, dobre
kino, taka dobra odtrutka na zalew amerykańskiego komercyjnego kina pt. „Zabili
go, a on uciekł”.
Dziękuję za rozmowę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz