Rozmawiam z Magdą, żoną Sławka, mamą trójki dzieci, nauczycielką w szkole oraz dorywczo w szkółce niedzielnej.
Piotr: Magda, opowiedz nam w skrócie jak to było z twoim nawróceniem.
Magda: Nawróciłam się mając 12 lat. Było to na obozie chrześcijańskim dla dzieci w Ostródzie. Jako dziecko zastanawiałam się nad pewnością zbawienia i był to dla mnie problem, gdyż wychowywana w rodzinie chrześcijańskiej na co dzień słyszałam o Bogu, miałam bliską relację z rodzicami, każdego dnia temat życia wiarą, zasad moralnych w kontekście chrześcijańskim, moich pytań i rozterek był podejmowany. Codziennie też przez znaczną część mojego życia w domu rodzinnym mieliśmy wspólny wieczorny czas na czytanie Słowa Bożego i modlitwę. Bardzo lubiłam ten czas, bo pozwalał mi na wypowiedź, zadawanie pytań dotyczących tekstów biblijnych i wsłuchiwanie się w odpowiedzi. Nie miałam jednak pewności, że po śmierci pójdę do nieba, że jestem zbawiona. W Ostródzie w trakcie modlitwy wieczornej to się zmieniło i był to początek drogi, którą do dziś idę – czasem lekkiej i przyjemnej, czasem wyboistej.
Czy po twoim nawróceniu niewierząca część twojej rodziny lub znajomi nie uważali, że się ponad nich wynosisz?
Z pewnością mogą się pojawiać różne opinie na mój temat, o których niekoniecznie wiem. Staram się nie wynosić, nie grzeszyć, zawsze być miła i uśmiechnięta. Rzeczywistość bywa różna, bo stawia nas w sytuacjach, których nie planujemy i nie zawsze potrafimy się do nich przygotować lub im sprostać. Uczę się więc dalej jak się nie wynosić, nie grzeszyć, być zawsze miła i uśmiechnięta :) Jest to proces. Wierzę, że Biblia jest jak zwierciadło, w którym możemy i powinniśmy jako ludzie wierzący się przeglądać i sprawdzać jak wyglądamy – nie tylko na zewnątrz lecz również w środku, po to, by gdy od niego odejdziemy nie zapomnieć jak wyglądamy… Czasem zwierciadłem jest drugi człowiek.
Słyszałem, że Bóg uczynił cud z twoją nogą…
Mając około 10-12 lat w fazie silnego wzrostu zaczęłam wyginać buty jednej nogi, które po wysiłkach ze zdobyciem obuwia dla rosnącego dziecka w czasach PRL-u szybko zaczynały przybierać niepożądaną postać. Pamiętam, jak Mama pytała mnie dlaczego moje buty tak wyglądają… Nie potrafiłam dać odpowiedzi, bo nie byłam świadoma problemu, który jednak był mocno widoczny na za szybko zużywającym się obuwiu. Mama zabrała mnie do lekarza, była wówczas pielęgniarką w VII Szpitalu Marynarki Wojennej w Gdańsku. Pan doktor zmierzył mnie, zbadał i orzekł, że jedna noga jest krótsza od drugiej. Pamiętam wskazanie dotyczące obuwia leczniczego i płacz mojej Mamy. Wieczorem tego samego dnia w trakcie naszej codziennej modlitwy, moi rodzice położyli na mnie ręce i modlili się o zdrowie. Rano Mama zmierzyła mnie miarką krawiecką. Nogi były równe. Następnie odbyła się ponowna wizyta u tego samego ortopedy, który tylko zapalił papierosa, gdy Mama powiedziała mu, co się wydarzyło… Od tamtej pory nie wyginam już butów.
Czy to był największy cud w twoim życiu?
Największym cudem w moim życiu są moje dzieci oraz fakt ich pojawienia się na świecie, a następnie ich rozwój duchowy, emocjonalny oraz społeczny. Wiara, która pojawiła się w ich sercach jest darem, a zarazem dla mnie jako rodzica cudem. Wychowanie człowieka to ogromna odpowiedzialność.
Czy w wychowywaniu swoich dzieci w wierze czerpiesz przykład od swoich rodziców?
Jak najbardziej tak. Starałam się im stworzyć dom, w którym prawa i zasady biblijne będą priorytetowe, tak jak było to w moim domu rodzinnym. Już od najmłodszych lat moich dzieci, jak tylko cokolwiek rozumiały (więc było to bardzo wcześnie – od około pierwszego roku życia) czytaliśmy Boże Słowo starając się robić to codziennie i powierzając swoje losy Bogu. W miarę jak rosły dostosowywaliśmy czytane treści i wydania biblijne oraz chrześcijańską literaturę do ich wieku i zdolności percepcyjnych. Nasze dzieci mają biblijne imiona, co było dla nas bardzo ważne – Mateusz znaczy Dar Boży, Anna – Łaska, Pełna Wdzięku; Tymoteusz – Bojący się Boga. Na przestrzeni lat wiele razy im to przypominaliśmy...Wskazujemy naszym dzieciom, tak jak to było również w moim domu rodzinnym na najbardziej nieznośną dla szczęśliwego człowieka cechę czasu – przemijanie. Rodzimy się, dojrzewamy, starzejemy, umieramy – później jest wieczność, do której póki żyjemy możemy się przygotowywać. Świadomość ta nadaje sens mojemu życiu, bo czym jestem starsza, tym bardziej odczuwam, jak faktycznie krótkie i kruche jest życie. I tu wrócę do punktu od którego zaczęliśmy wywiad – dobrze mieć pewność zbawienia!
Z jakimi wyzwaniami mierzysz się jako nauczycielka? Co jest najtrudniejsze i jakie odniosłaś sukcesy?
W moim życiu zawodowym pracuję z najmłodszą grupą wiekową w szkole i uważam to za wielki przywilej, bo właśnie wtedy najbardziej kształtuje się człowiek i tworzy zrozumienie i wrażliwość na świat. Mam wpływ na to postrzeganie przez najmłodszych, pragnę im przekazywać dobro, wrażliwość i wartości, które ukształtowały mnie jako dziecko. Jak widzę ich rozwój i zaangażowanie oraz ciekawość świata – jest to dla mnie największym sukcesem. O wyzwaniach związanych z zawodem nauczyciela można by stworzyć osobny artykuł. Gdybym jednak mogła to ująć w kilku słowach: największym wyzwaniem jest zrozumieć dziecko i wykazać na tyle dużą wrażliwość, by nie skrzywdzić osądem, zachowaniem, spłyceniem tematu (problemu/sytuacji), nie poddać się stereotypowemu myśleniu, przekazać wiedzę, która ukształtuje, zostanie; a także zaciekawić, zachęcić, czasem rozśmieszyć, a czasem mądrze zasmucić. Dużym wyzwaniem jest również zachować zdrową równowagę w zmieniającym się świecie w kontekście cyfryzacji, sztucznej inteligencji, wpływów płynących zarówno z mediów jak i od rówieśników. Znalezienie złotego środka – jak dawać lub odbierać mądrze. Sukcesem jest więc dla mnie umiejętność sprostania tym wyzwaniom zwłaszcza przy zachowaniu swej chrześcijańskiej tożsamości.
Pytanie trochę abstrakcyjne. Gdybyś znalazła się na bezdzietnej (ale nie bezludnej) wyspie, czym byś się zajmowała na co dzień?
Może robiłabym „leki z Bożej apteki”? Zbierałabym kwiaty i zioła i przetwarzała je na użytek potrzebujących.
Na przestrzeni lat, jakie widzisz zmiany w waszym małżeństwie?
Jestem bardzo szczęśliwą żoną, mój mąż mnie szanuje i kocha, adoruje i stara się uszczęśliwiać również na co dzień przez drobne gesty jak kwiaty lub spełnianie zasłyszanych marzeń i potrzeb. Jest moim przyjacielem, który stoi przy mnie zarówno w moich sukcesach, jak i porażkach. Ogromnym wsparciem w wychowywaniu naszych trzech bardzo różnych latorośli. Za nami są jednak różne dni i lata – jako ludzie pochodzący z całkowicie różnych środowisk, mający różne doświadczenia, potrzebowaliśmy czasu na to, by znaleźć się w miejscu, w którym obecnie jesteśmy. Dwadzieścia cztery wspólnie przeżyte lata to przygoda survivalowa :)
Warto się starać i pracować, bo małżeństwo jest jak ogród, o który cały czas trzeba zabiegać, dbać, bo wymaga ciągłej pracy. Pastor – Tomasz Ropiejko, który udzielał nam nauk przedmałżeńskich posłużył się powiedzeniem, które towarzyszy nam przez całe wspólne życie – „bo w tym cały jest ambaras, żeby dwoje chciało naraz”.
Jakie ostatnio książki czytałaś? O czym były, co wniosły do twojego życia?
Zazwyczaj czytam kilka książek naraz, nie zawsze od początku do końca i nie zawsze w kolejności chronologicznej… Ostatnio czytałam książkę pt. Dieta warzywno-owocowa dr Ewy Dąbrowskiej (tzw. post Daniela). Książka opiera się na założeniach postu starotestamentowego Daniela i jego towarzyszy w postaci selektywnej diety warzywno-owocowej, na której byłam przez trzy tygodnie i bardzo dobrze się czułam zarówno fizycznie jak i psychicznie. Wyzwanie to pozwoliło mi na opanowanie pożądliwości, którą są słodycze w moim życiu i przemyśleniu paru istotnych kwestii z tym związanych. Wstrzemięźliwość i samodyscyplina, choć trudne w realizacji nagradzają wszelkie wysiłki pokładane w jakiejkolwiek dziedzinie życia, w której zależy nam na osiąganiu celów. Obecnie czytam również książkę pt. „Izrael na celowniku” autorstwa Tim’a La Haye i Ed’a Hindson’a, wybrałam ją ze względu na kontekst czasów, w których żyjemy oraz proroctw Bożych zapisanych w Biblii dotyczących Izraela i czasów ostatecznych. Czytam również (od dłuższego czasu) książkę pt. „Odnowienie serca. Jak przyoblec się w charakter Chrystusa?” autorstwa Dallas’a Willard’a - książka przedstawia biblijne fundamenty procesu „przemiany ducha” w aspekcie naszej osobowości, by osiągnąć harmonijną relację z Bożą wolą w naszym życiu. Zawodowo czytam książkę pt. „Duże sprawy w małych głowach” Agnieszki Kossowskiej, która uwrażliwia zarówno osoby dorosłe, jak i dzieci na inność i niepełnosprawność. Autorka opowiada o różnorodności świata z perspektywy dzieci – jak postrzegają świat, co jest dla niech ważne, a co trudne. Na bazie zdobytej wiedzy, realizuje się następnie część warsztatową na zajęciach z dziećmi, na której nie tylko w teorii, ale i w praktyce mogą zrozumieć drugiego człowieka i trudności, z którymi się zmaga. Książka i jej treść posłużą mi w stworzeniu innowacji pedagogicznej w mojej klasie.
Czy jesteś idealistką?
Zdecydowanie tak, choć nie zawsze się to dla mnie dobrze kończy. Idealizm może rozciągać się na każdą dziedzinę życia. W aspekcie relacji międzyludzkich zaś Biblia ostrzega: „Tak mówi Pan: Przeklęty mąż, który na człowieku polega i z ciała czyni swoje oparcie, a od Pana odwraca się jego serce! Jest on jak jałowiec na stepie i nie widzi tego, że przychodzi dobre; mieszka na zwietrzałym gruncie na pustyni, w glebie słonej, nie zaludnionej. Błogosławiony mąż, który polega na Panu, którego ufnością jest Pan!” (Jer. 17, 5-7). Słowo Boże jest bardzo pragmatyczne.
Jakie masz myśli, gdy czytasz czasem z tyłu okładki jakiejś książki, że autorem jest pastor, mąż, ojciec czwórki dzieci, dziadek dziewięciorga wnuków i wszyscy służą Bogu?
Mam mieszane uczucia, gdyż każdy wierzący by tak z pewnością chciał, ale nie każdemu jest to dane… Człowiek to istota posiadająca wolną wolę i czasem pomimo wysiłków, które wkłada się w wychowanie, efekt bywa rozczarowujący, inny niż się spodziewaliśmy, zderzamy się ze ścianą własnej niemocy i braku wpływu. To generuje dalsze pytania, poczucie niespełnienia, błędnych założeń. Weryfikuje nasze postawy. Widzę, że życie nie zawsze jest zero-jedynkowe i że nie zawsze otrzymujemy w zamian to, co dajemy. Nie jestem zwolennikiem ewangelii sukcesu i mówienia wyłącznie o naszych sukcesach pomijając porażki. Wierzę, że największą wartością w życiu człowieka jest bezwarunkowa miłość, która potrafi przykryć mnóstwo błędów, ale każdy podejmuje własne decyzje, z których płyną określone konsekwencje. Nie każde dziecko wybiera drogę wierzących rodziców, nie każdy wierzący dziadek ma wierzących wnuków. Moim wielkim, największym rodzicielskim pragnieniem jest to, żeby nasze dzieci miały swą osobistą relację z ich Zbawicielem – Jezusem Chrystusem i przeżyły swe życie zgodnie z Jego wolą, którą ma dla nich. Nie zmienia to jednak faktu, że nadal to jest ich decyzja, a później też codzienna praca i wybór – każdego dnia. Wracając do pytania, na okładkach chrześcijańskich książek brakuje czasem informacji, że pomimo iż życie autora nie jest idealne, on nadal pozostaje wierny Bogu. A idealne wiele razy nie jest, wystarczy wgłębić się w niektóre biografie...W życiu cenię prawdę.
Bardziej boisz się zmian czy rutyny?
Boję się złych zmian i rutyny, która odbiera radość życia, ale wiem, że obydwie rzeczy są nieodłączną częścią życia i musimy sobie z nimi godnie radzić.
Gdybyś mogła spędzić dzień ze znaną osobą (żyjącą lub nie), kto to by był i dlaczego?
Myślę, że mogłabym się dobrze czuć w towarzystwie mojej ulubionej dziennikarki – Doroty Wellmann :) Jest ciekawą, niesztampową postacią, w dodatku obdarzoną nietuzinkowym poczuciem humoru. Cenię jej szczerość, dystans do siebie i szacunek do drugiego człowieka. Chętnie bym z nią porozmawiała na różne życiowe tematy.
Myślę, że wasza rozmowa mogłaby być korzystna dla obu stron...
Tego nie wiemy.
Czy jest jakiś film, do którego chętnie wracasz?
Forrest Gump, Skrzypek na dachu, Dzika rzeka. Do tych filmów mogłabym wracać, choć generalnie nie lubię oglądać filmów więcej niż jeden raz.
Jaka cecha charakteru przyciąga cię do drugiego człowieka?
Otwartość umysłu, postawa nieoceniająca, wrażliwość, dobro, lojalność, mądrość, dystans (którego mi często brakuje).
Jaką chciałabyś mieć supermoc i dlaczego?
Bardzo śmieszne pytanie, tym bardziej, że już z założenie nierealne...Może czasem wpływ na czyjeś myślenie, postrzeganie – tam gdzie sytuacja wydaje się zła lub bez wyjścia. Zdolność zatrzymania chwili, człowieka.
Jaka jest Twoja ulubiona biblijna postać i co przyciąga Cię w jej historii?
Jest kilka takich postaci, jeśli mam wymienić te ludzkie, to z damskich w Starym Testamencie Estera – silna kobieta, zdolna do całkowitego poświęcenia w imię wartości, w którą wierzyła, przy tym mądry i dobry człowiek, niezwykle skromny. Pomimo trudnego dzieciństwa (brak rodziców) stała się kimś ważnym dla Izraela, zmieniającym bieg historii. Z męskich Starego Testamentu - Jonasz - uczestnik niesamowitych zdarzeń i pomimo złego, krnąbrnego usposobienia, Bóg się nim posłużył i nie zrezygnował z jego osoby. W nowym Testamencie z postaci męskich - Tymoteusz, poznawał Pismo Święte od młodości, uczyły go matka i babka…, z natury powściągliwy i nieśmiały, a jednak silny i wytrwały, posłuszny Bogu. Z damskich postaci - Maria Magdalena pomimo grzesznej przeszłości pokochała swego Zbawiciela, jako pierwsza ujrzała Chrystusa po zmartwychwstaniu, nazywana Apostołką Apostołów - uważana za równą w znaczeniu uczniom (biorąc zwłaszcza pod uwagę społeczny kontekst tamtych czasów).
Nawiązując do Ewangelii Łukasza 13,23, jak myślisz, czy „tylko niewielu będzie zbawionych”?
Pan Jezus odpowiedział: „...wielu powiadam wam będzie chciało wejść, ale nie będą mogli”. Słowa, które powiedział Jezus są więc odpowiedzią. Inny fragment Nowego Testamentu mówi: „Nie każdy, kto do mnie mówi Panie, Panie, wejdzie do Królestwa Niebios; lecz tylko ten, kto pełni wolę Ojca mojego, który jest w niebie. W owym dniu wielu mi powie: Panie, Panie, czyż nie prorokowaliśmy w imieniu twoim i w imieniu twoim nie wypędzaliśmy demonów, i w imieniu Twoim nie czyniliśmy wielu cudów? A wtedy im powiem: Nigdy was nie znałem. Idźcie precz ode mnie wy, którzy czynicie bezprawie” (Mat. 7,21-23). To w moim rozumieniu najstraszniejszy fragment w całej Biblii.
Jakie są Twoje cele duchowe na najbliższy rok?
Wdrażanie w życie swoich postanowień. Na przykład bycie konsekwentną.
W takim razie życzę ci powodzenia w realizacji postanowień i dziękuję za miłą rozmowę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz