Gdańsk, styczeń 2022r.
Na początek rozmowy chciałbym zadać ci pytanie dotyczące głoszenia Ewangelii wśród narodów całej ziemi. Zamysłem Bożym było i jest aby nie tylko naród żydowski poznał Chrystusa, ale też wszystkie inne. Czy wg ciebie, gdyby Izrael nie odrzucił Chrystusa i przyjąłby zbawienie, poganie nie mogliby Go poznać?
Myślę, że Bóg jedynie zna odpowiedzi na pytania typu „Co by
było gdyby…?”. My jedynie możemy z pewnością mówić o tym co On zechciał nam w
Swej łasce objawić. Opierając się więc na objawieniu Jego miłości do wszystkich
ludzi i Jego pragnieniu, by wszyscy ludzie byli zbawieni i doszli do poznania
prawdy, śmiem twierdzić, że nic nie mogło i nie może pokrzyżować Jego zamysłu
dotarcia z Ewangelią do wszystkich narodów ziemi.
Apostoł Paweł, rozważając w rozdziałach 9-11 Listu do Rzymian
kwestie tymczasowego odrzucenia Izraela, aby umożliwić poganom (nieżydowskim
narodom) wejście do Bożego Królestwa, podkreśla Bożą suwerenność,
sprawiedliwość oraz kluczowy aspekt wiary i niewiary Izraela i narodów. To
rozważanie prowadzi go do duchowego uniesienia i wołania: O głębokości
bogactwa zarówno mądrości, jak i poznania Boga! Jak niezbadane są Jego wyroki i
niewyśledzone Jego drogi! Któż bowiem
poznał myśl Pana albo kto był Jego doradcą?
Lub kto pierwszy Mu coś dał, aby otrzymać odpłatę? Z Niego bowiem, przez Niego i w Nim jest
wszystko. Jemu chwała na wieki. Amen! (Rzym. 11:33-36)
Podobnie i my, przyglądając się Bożemu planowi zbawienia narodów, winniśmy, z
radosnym dziękczynieniem i uwielbieniem, mówić o niepojętych w pełni dla nas Bożych
drogach.
W niektórych kręgach słyszy się takie hasła
jak: ‘Chrystus dla narodów’, ‘Polska dla
Jezusa’, tu i ówdzie czytamy: ‘przebudzenie w Polsce trwa na niespotykaną dotąd skalę’, ‘dla Boga nie ma
problemu, żeby niedługo każdy Polak
ochrzcił się (wg słów Jezusa: “czyńcie uczniami wszystkie narody i chrzcijcie je”)’. Na pewno znasz też teologię
dominionizmu. Co myślisz o takich prognozach?
Obawiam się, że ci, którzy triumfalnie wykrzykują takie hasła, nie czytają zbyt
uważnie swoich Biblii i nie analizują duchowego stanu wielu tak zwanych
„wierzących”. Pan Jezus wyraźnie powiedział, że szeroka jest brama i
przestronna droga, która prowadzi na zatracenie, i wielu jest takich, którzy
przez nią wchodzą. Natomiast ciasna jest
brama i wąska droga, która prowadzi do życia, a mało jest takich, którzy ją
znajdują. Uważna analiza historii kościoła oraz biblijnie wyostrzone spojrzenie
na duchowy stan współczesnego szeroko pojętego chrześcijaństwa, dowodzi
prawdziwości stwierdzeń Pana Jezusa.
Każdy
prawdziwy chrześcijanin pragnie duchowego przebudzenia i zbawienia ludzi w
swoim domu, mieście, narodzie i aż po krańce ziemi. O to się gorliwie modlimy i
podejmujemy działania, aby jak najwięcej dusz zostało wyrwanych z królestwa
ciemności i przeniesionych do Królestwa Światłości dzięki opamiętaniu i wierze
w Pana Jezusa. Natomiast nie możemy się łudzić, że wszyscy którzy nazwą Jezusa
Panem, są zbawieni i stają się Jego uczniami. Ponownie odwołam się do słów
naszego Zbawiciela, który uroczyście zapowiedział: Nie każdy, kto mi mówi:
Panie, Panie, wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto wypełnia wolę
mojego Ojca, który jest w niebie. Wielu
powie mi tego dnia: Panie, Panie, czyż nie prorokowaliśmy w twoim imieniu i w
twoim imieniu nie wypędzaliśmy demonów, i w twoim imieniu nie czyniliśmy wielu
cudów? A wtedy im oświadczę: Nigdy was
nie znałem. Odstąpcie ode mnie wy, którzy czynicie nieprawość. (Mat. 7:21-23)
Jeśli ktoś postrzega przebudzenie w spotkaniach ludzi, których uda się
zgromadzić w jakimś miejscu i namówić do powtórzenia pięknie brzmiących słów,
typu: „Panie Jezu wejdź do mojego serca i bądź moim Zbawicielem!”, to
rzeczywiście takie przebudzenie trwa w naszym kraju od Chrztu Polski za czasów Mieszka
I. Jeśli jednak uważnie czytamy Święte Pisma, to dobrze wiemy, że religijne
słowa to zdecydowanie za mało, aby wejść do Bożego Królestwa. Jeśli się ktoś
nie opamięta ze swoich grzechów, nie odstąpi od swej nieprawości, nie nawróci
całym sercem do Boga i nie zostanie zrodzony z Ducha Świętego, nigdy nie
zobaczy Królestwa Bożego, choćby odmawiał najwznioślejsze modlitwy i głośno
wyśpiewywał najpiękniejsze hymny!
Niestety,
wielu współczesnych entuzjastów przebudzenia, ignoruje nauczanie całej prawdy
Bożej, a powtarza wybiórcze fragmenty Pisma, rozpalając w naiwnych religijny
ferwor i stwarzając pozory duchowego życia tam gdzie go nie ma. Jeśli
przyjrzymy się uważnie wielu obecnym „przebudzeniom” to z przykrością musimy
stwierdzić, że jest to słomiany ogień, który efektownie bucha religijnym blaskiem,
ale szybko gaśnie i zostaje po nim tylko dym rozczarowania… Wielka
odpowiedzialność leży na przywódcach zborów, na popularnych blogerach,
vlogerach czy ludziach aktywnie działających w mediach społecznościowych, za
którymi bezrefleksyjnie idą młodzi ludzie wyglądający obiecywanego im
przebudzenia. Kiedy ono jednak nie nadchodzi, a życie wydaje się zbyt
prozaiczne – pojawia się frustracja…
Jeśli
chcemy być skuteczni w dziele misji, ewangelizacji i uczniostwa, to musimy
trzymać się biblijnych wyznaczników wykonywania powierzonej nam przez Boga
pracy: w chłostach, w więzieniach, podczas rozruchów, w trudach, w nocnych
czuwaniach, w postach; przez czystość i
poznanie, przez wytrwałość i życzliwość, przez Ducha Świętego i nieobłudną
miłość; przez słowo prawdy i moc Boga,
przez oręż sprawiedliwości na prawo i na lewo;
przez chwałę i pohańbienie, przez złą i dobrą sławę; jakby zwodziciele,
a jednak prawdomówni; jakby nieznani,
jednak dobrze znani, jakby umierający, a oto żyjemy, jakby karani, ale nie
zabici; jakby smutni, jednak zawsze
radośni, jakby ubodzy, jednak wielu ubogacający, jakby nic nie mający, jednak
wszystko posiadający. (2 Kor. 6:5-10)
Niewielu
chce dzisiaj iść taką drogą, jaką szli wierni Chrystusowi apostołowie. Jeśli
sądzimy, że obierając inną drogę, dojdziemy tam gdzie oni doszli, to jesteśmy w
wielkim błędzie i możemy znaleźć się w gronie tych wielce rozczarowanych przed
sędziowskim tronem Chrystusa.
Czy łączenie z innymi kościołami, także
tradycyjnymi i liberalnymi w celu misji i
ewangelizacji wg ciebie jest właściwe?
Absolutnie jestem przeciwny prowadzeniu jakiejkolwiek duchowej działalności w
Bożym Królestwie z ludźmi duchowo nieodrodzonymi! Kiedy Apostoł Paweł wzywa
Koryntian do niechodzenia z niewierzącymi w jednym jarzmie, to nie zakazuje
ślubu wierzącego z niewierzącą osobą (co oczywiście jest wielkim błędem!), ale
mówi o duchowej wspólnocie i działalności wierzących z niewierzącymi. Cały
kontekst 6 i 7 rozdziału 2 Listu do Koryntian tego dowodzi.
Jedną
rzeczą jest głosić Ewangelię wszystkim i wszędzie, a inną rzeczą jest zawierać
duchowe pakty, układy, ekumeniczne związki, w których ludzi duchowo
nieodrodzonych obłudnie nazywamy naszymi braćmi i siostrami! Jeśli natomiast
rzeczywiście każdego nominalnego chrześcijanina postrzegamy jako naszego brata,
to sami nisko upadliśmy!
A może da się znaleźć jakiś kompromis –
wspólnie działamy w zakresie pomocy medycznej,
finansowej, zaopatrzenia, czy muzyki, a oddzielamy się, gdy zwiastujemy Ewangelię i mówimy o sprawach duchowych?
Duchowe kompromisy są bardzo kosztowne – a jeśli myślimy inaczej, to ponownie
wynika to z naszej duchowej ignorancji, lub co gorsza tłumienia prawdy.
Czy
Jezus choć raz wzywał swoich uczniów do jakiegokolwiek kompromisu z tym
światem, z religijnym establishmentem czy możnymi tego świata? Czy nie
przestrzegał nas raczej, że to co jest znaczące i szanowane w tym świecie, jest
w pogardzie u Boga? (Łuk. 16:15)
Jaka
jest nasza motywacja w łączeniu sił z niewierzącymi? Sądzimy, że im więcej
ludzi się w coś zaangażuje, tym więcej razem zdziałamy. Czy taka jest też Boża
ekonomia? Czy Bóg nas wzywa do łączenia się z każdym, kto się na to zgadza, czy
do trzymania się z dala od wszystkiego co złe i nieczyste? Czy Bóg potrzebuje
wielkich armii by pokonać Swoich wrogów czy wystarczy Mu garstka żołnierzy Gedeona,
lub nawet samotny Samson? Czy Jezus potrzebuje worka pieniędzy by nakarmić
tysiące głodnych, czy wystarczy Mu pięć chlebów i dwie ryby? Dlaczego apostoł
Paweł zbierał datki na głodujących braci w Judei wyłącznie od wierzących? (2
Kor. 8-9) Dlaczego nie szukał zamożnych filantropów, których nie brakowało i w
tamtych czasach? Zastanówmy się nad odpowiedziami na te pytania, a zobaczymy,
że Bóg objawia swą moc w naszej słabości i niemożności! (2 Kor. 12:9-10) Kiedy
mamy za sobą wielu ludzi, duże pieniądze i społeczne poparcie, to po co jeszcze
nam Bóg? Wtedy (sądzimy) radzimy sobie świetnie bez Niego.
Boleję
nad zborami, które są prowadzone w uwielbianiu Boga przez duchowo
nieodrodzonych najemnych muzyków czy karmionych wzniosłymi wywodami najemnych
kaznodziei lub coraz bardziej popularnych trenerów. Poddawanie się pod duchowy
wpływ nieodrodzonych ludzi nie przyniesie kościołowi duchowych korzyści. Albowiem
co człowiek sieje to też będzie zbierał! Jeśli siejemy rzeczy cielesne, to
takie też będą nasze plony. Jeśli zaś siejemy z Ducha, to mamy Bożą gwarancję,
że będziemy zbierać duchowy błogosławiony plon.
Jeszcze spróbuję pociągnąć ten temat,
tym bardziej, że zbliża się tydzień modlitw o jedność chrześcijan. Słyszy się
coraz częściej o wspólnych działaniach, koncertach, konferencjach
katolicko-ewangelicznych. Czy myślisz, że jedni chcą przeciągnąć drugich na
swoją stronę, czy też powstaje coś zupełnie nowego, czym warto się
zainteresować?
Myślę,
że jedno i drugie ma miejsce. Są prawdziwi wyznawcy ekumenii, którzy wierzą, że
intelektualna zgoda na wspólnie ustalone wyznanie wiary jest mocnym fundamentem,
na którym można budować prawdziwą jedność chrześcijan, pomimo dramatycznych
różnić w innych kwestiach. W obliczu wrogości innych religii czy ateistycznego
światopoglądu, chrześcijanie różnych wyznań mają nadal wiele wspólnego. Ci,
którzy uważają, że to wystarczy, aby ramię w ramię służyć Chrystusowi i głosić
Jego wybrane/okrojone nauki (co do których się zgadzają) będą się jednoczyć i
budować ekumeniczny Babilon.
Pan
Jezus jednak wzywa Swoich uczniów do głoszenia Jego Ewangelii i
czynienia uczniami wszystkich narodów nauczając ich czynić wszystko, co
On przykazał! Mat. 28:18-20
Modlitwa
Pana Jezusa o jedność Jego uczniów, zapisana w Ewangelii Jana 17, skupia się na
Prawdzie (całej Prawdzie) oraz na duchowej jedności wynikającej z duchowego
zjednoczenia z Jezusem, dzięki odrodzeniu z Jego Świętego Ducha. Bez duchowego
odrodzenia i uznania autorytetu całej Prawdy objawionej w Bożym Słowie nie ma
prawdziwej chrześcijańskiej jedności. Wszystko zaczyna się od prawdziwego
nawrócenia do Chrystusa i odrodzenie z Jego Świętego Ducha, który wprowadza
uczniów Chrystusa w poznanie Prawdy. Taka jedność pochodzi „z góry” w
odróżnieniu od wytworu religijnych ludzi, którzy chcą się jednoczyć, bo w
jedności siła, bo więcej razem zdziałamy, czy też to będzie lepszym
świadectwem. Nie neguję szlachetnych motywów przyświecających niektórym
ekumenistom, ale nie podzielam ich entuzjazmu, czytając wielokrotnie powtarzane
ostrzeżenia Pisma przed duchowym odstępstwem.
Co
do przeciągania innych na swoją stronę, to chyba nie trzeba komentować.
Wystarczy popatrzeć na rywalizację tylko między ewangelicznymi społecznościami.
Ilu pastorów zadaje sobie trud, by się dowiedzieć skąd przychodzą nowi ludzie
do ich zborów i dlaczego chcą zmienić zbór? Jesteśmy stosunkowo małymi
społecznościami i każdy nowy członek zboru dodaje do jego znaczenia i prestiżu.
Jeśli dzięki ekumenicznym spotkaniom można pozyskać nowych słuchaczy i docelowo
nowych zborowników to, w mniemaniu niektórych, warto wykazać się pewną
przebiegłością. Czy sam Pan Jezus tego nie zaleca? Mat. 10:16 – wyrwany z
kontekstu.
Czy masz jakieś krytyczne uwagi odnoszące się
do działalności organizacji misyjnych?
Nie ważę się krytykować tych, którzy szczerze poświęcają się wielkiemu dziełu
niesienia Ewangelii na krańce ziemi. To ważne zadanie Kościoła, to duchowy
kompas, bez którego tracimy, wyznaczony nam przez Pana, kierunek. Jak jest
napisane: O jak piękne są nogi tych, którzy opowiadają pokój, tych, którzy
opowiadają dobre rzeczy!
Niestety,
tak jak w innych obszarach kościelnej działalności, misje nie są wolne od
skażenia, wynikającego z zaangażowania się w nie sprytnych ludzi, którzy widzą
w działalności misyjnej sposób na wygodne, dostatnie życie. To z kolei, pociąga
za sobą dalsze ważkie konsekwencje. Tacy ludzie zrobią wszystko, aby pozyskać
jak najszybciej, jak najwięcej „nawróconych” aby wykazać się wynikami swojej
owocnej pracy. To prowadzi do głoszenia „ewangelii” jak najbardziej przyjaznej
odbiorcom (najczęściej spłycając lub zupełnie pomijając nauczanie o ludzkiej
grzeszności i potrzeby opamiętania). To jest fałszywa ewangelia, która nie
prowadzi ludzi do zbawienia, ale wywołuje tylko emocjonalne poruszenie i
chwilowe nieprzemyślane decyzje. Jednak można sfotografować lub sfilmować tłumy
ludzi wychodzących „do przodu aby przyjąć Jezusa” i pochwalić się wielkimi
owocami przebudzenia! Z bólem serca patrzę na takie „ewangelizacje”, gdzie oszukuje
się obecnych tam ludzi i sponsorów takiej działalności! Gdyby miliony
Afrykańczyków, którzy rzekomo przyjęli Jezusa do swoich serc w ostatnich
dziesięcioleciach wielkich ewangelizacji na tym kontynencie, faktycznie się
opamiętało i narodziło na nowo, to stan kościoła w Afryce nie byłby tak
opłakany jak jest. Tymczasem jest tam garstka prawdziwych chrześcijan w morzu przedziwnych
odmian „chrześcijaństwa”, muzułmanów i rdzennych spirytystycznych/animistycznych
religii. Można oglądać triumfalne relacje z wielkich ewangelizacji, gdzie setki
tysiące ludzi rzekomo się nawraca i żyć w złudzeniu zbawionej Afryki, albo
poznać fakty, aby modlić się i wspierać zdrową biblijną działalność misyjną na
tym rozległym kontynencie.
Czytając
o misjonarzach minionych wieków jak Hudson Taylor, William Carey, Adoniram
Judson czy Amy Carmichael, odnosimy wrażenie, że ich posługa opierała się na
zupełnie innych zasadach niż wielu współczesnych agencji misyjnych. Starali się
oszczędnie żyć na poziomie ludzi, których starali się przyprowadzać do
Chrystusa. Wielu dzisiejszych misjonarzy chce żyć w biednych krajach na
poziomie europejskim czy amerykańskim, co pociąga za sobą ogromne koszty.
Zamiast szkolić miejscowych wierzących i im przekazać lokalną działalność
misyjną aby ruszać w nowe miejsca, wielu misjonarzy okupuje zdobyte pozycje i
rozleniwia się. Kampanie gromadzenia środków na działalność niektórych
organizacji misyjnych można śmiało przyrównać do kampanii wyborczych niektórych
partii politycznych: składanie wielkich obietnic doczesnych i wiecznych zysków,
wywieranie moralnej presji oraz wzbudzanie poczucia winy we wszystkich, którzy
nie zechcą wesprzeć ich działalności.
Dzięki
Bogu są dobrze działające, wierne Bogu i Jego Słowu agencje misyjne, które
można polecić z czystym sumieniem i które warto wspierać. Zanim zaangażujemy
się we wspieranie danej służby, upewnijmy się jak ona funkcjonuje i jak
gospodaruje zbieranymi funduszami.
Jakie błędy popełniamy w ewangelizacji
indywidualnej?
Ponownie
zacznę od wyrażenia mej radości z głoszenia Ewangelii zawsze i wszędzie,
wszelkimi sposobami, tak długo jak jest to TA Ewangelia, nie zmodyfikowana, nie
ograbiona ze swej mocy przez ludzkie domieszki czy ujęcie z niej jakiegokolwiek
elementu.
Każdy
chrześcijanin jest ewangelistą! Nie w sensie wykonywania kościelnej posługi,
ale w sensie bycia naśladowcą Chrystusa w swoim codziennym życiu i dzielenia
się z innymi dobrą nowiną o zbawieniu w Jezusie Chrystusie. Jeśli narodziliśmy
się na nowo z Ducha Świętego i Jezus jest naszym Panem i Zbawicielem, to nie
możemy być obojętni na los tych wszystkich, którzy giną bez Jezusa. Będziemy o
Nim opowiadać i będziemy się modlić o zbawienie naszych bliskich, sąsiadów,
znajomych i wszystkich innych ludzi.
To
co jest powszechnym współczesnym błędem w dziele osobistej ewangelizacji, to
zapominanie, że Jezus powołał swoich uczniów do BYCIA Jego świadkami – nie
tylko mówienia o Nim! Mamy przede wszystkim być! To znaczy moje i twoje
codzienne życie z Jezusem jest sprawą kluczową. Czy wzrastam w poznaniu Jezusa,
w miłości do Jezusa, w gorliwości by Mu służyć? Jeśli tak jest, to naturalnym
owocem tego będzie nasze dzielenie się z innymi Ewangelią naszym postępowaniem
godnym Ewangelii i naszymi słowami pełnymi Ewangelii.
Drugim
błędem jest zakładanie, że nawrócenie jest zawsze cudownie natychmiastowe. Nie
mamy czasu poświęcać jednej duszy wielu lat. Chcemy szybkich efektów. Jak ich
nie widzimy, to uznajemy, że zrobiliśmy swoje i nie mamy ich krwi na swoich
rękach. Sądzimy, że skoro podzieliliśmy się Ewangelią raz czy dwa razy to
wystarczy. Albo ktoś przyjmuje i jest zbawiony, albo niech jego krew spadnie na
jego własną głowę. To brzmi brutalnie, ale obawiam się, że takie jest myślenie
wielu… Czasami rzeczywiście wydaje się, że ludzie nawracają się od razu jak tysiące
w dniu Pięćdziesiątnicy, czy jak Eunuch na pustyni, czy strażnik więzienia w
Filipii. Nie znamy jednak całej historii tych ludzi, ale czytamy jedynie o tych
przełomowych momentach w ich życiu. Ponadto Pan Jezus patrząc na wielkie żniwa
ludzkich dusz powiedział do swoich uczniów, że już wcześniej inni się trudzili
nad tym co oni teraz mają przywilej zbierać (Jan 4: 35-38). Naszym zadaniem
jest wykonać naszą pracę na takim etapie, który Bóg nam zlecił – to może być
proces siania, sadzenia, podlewania, pielęgnowania lub zbiorów. Ważne byśmy
okazali się wierni w tym, do czego zostaliśmy powołani i wyposażeni.
Ponadto
wielu współczesnych „ewangelistów” przypomina agentów reklamujących najlepszy produkt
na rynku. Ewangelia jednak z gruntu nie jest atrakcyjna bo wymaga od człowieka
porzucenia wszystkiego co ma i położenia ufności w Kimś, kogo człowiek do tej
pory nie poznał. Jeśli ktoś przyjmie taką Ewangelię, to jest to cud, bo w
naturalny sposób to nie ma sensu! To jest moc Ewangelii – moc Boża ku zbawieniu
każdego kto wierzy! Albo wierzymy tej mocy i zwiastujemy prostą,
nieprzyozdobioną, niezmodyfikowaną Ewangelię o zbawieniu w Jezusie, albo
polegamy na naszym sprycie, elokwencji, sile argumentacji lub zaprezentowaniu
Ewangelii w tak atrakcyjnym świetle, że każdy grzesznik wychodzi na głupca
jeśli jej nie kupuje! Jeśli my komuś „sprzedamy” naszą ewangelię to nie dziwmy
się, że on wkrótce znajdzie lepszą ofertę i kupi sobie kolejną. Tylko stary,
szorstki krzyż Golgoty, gdzie Zbawiciel cierpiał i zmarł za nasze grzechy, jest
miejscem pojednania człowieka z Bogiem! Tylko pełne oddanie się Jezusowi w posłuszeństwo
jako naszemu PANU gwarantuje Jego stanie się naszym Zbawicielem! Tylko pełna
Ewangelia jest Ewangelią Zbawienia.
Często głoszenie zdrowej, biblijnej nauki
określane jest jako czarnowidzenie, demonizowanie, osądzanie, tłumienie ducha,
gaszenie ognia, lub osłabianie zapału. Czy osobiście spotykasz się z takimi
zarzutami?
Oczywiście.
To odwieczna taktyka demagogów – zamiast rzeczowego dialogu, łatwiej jest
zaatakować i zdyskredytować oponenta obrzucając go pejoratywnymi określeniami. Tak
religijni bigoci traktowali Jana Chrzciciela, Pana Jezusa, a następnie Jego
apostołów. Nie warto się tym przejmować, ale, zgodnie z poleceniem naszego Pana,
wiernie Mu służyć i radować się z wielkiej nagrody w niebie. Jeśli natomiast ktoś
próbuje wykazać na podstawie Pisma, gdzie popełniam błąd, lub za daleko się
zapędzam, to z wdzięcznością przyjmę takie pouczenie i skoryguję swój kurs.
Niestety, z przykrością obserwuję coraz bardziej obniżający się poziom
prowadzenia dyskusji wśród ewangelicznych chrześcijan.
Na koniec trochę z innej beczki: Jakie
książki w ostatnich miesiącach wywarły na tobie duże wrażenie?
Szczerze
mówiąc, nie pamiętam bym w ostatnich latach przeczytał jakąś książkę w całości.
Ciągle brak mi czasu na czytanie od deski do deski. Przygotowując się do
głoszenia kazań korzystam z wielu podręczników i komentarzy biblijnych w języku
angielskim i czasami posłucham fragmentu audiobooka wykonując jakieś domowe
czynności. Ogromne wrażenie robią na mnie biografie misjonarzy. Polecam każdemu
serię Bohaterów Wiary wydawnictwa Pojednanie. Ponadto, w duchowym rozwoju
każdego chrześcijanina, pomocnym będzie Modlitewnik Pielgrzyma uzupełniony o
fragmenty Biblijne (wydawnictwo Vocatio). Od wielu lat korzystam z zawartych w
nim modlitw Purytan podczas mojej osobistej rozmowy z Bogiem. Na koniec pozwolę
sobie jeszcze podkreślić nadrzędną wartość Słowa Bożego. Od ponad 30 lat jestem
pod wielkim wrażeniem przemieniającej życie Biblii i mam nadzieję, że do
ostatnich mych dni nie utracę zachwytu nad tą skarbnicą Bożej mądrości.
Bardzo dziękuję za
rozmowę.
Paweł Jurkowski jest pastorem Kościoła Zbawiciela w Wejherowie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz