piątek, 14 stycznia 2022

Wtedy nadejdzie koniec | Paweł Jurkowski


Gdańsk, styczeń 2022r.

„I będzie głoszona ta ewangelia o Królestwie po całej ziemi na świadectwo wszystkim narodom, i wtedy nadejdzie koniec.” Mat 24,14

Na początek rozmowy chciałbym zadać ci pytanie dotyczące głoszenia Ewangelii wśród narodów całej ziemi. Zamysłem Bożym było i jest aby nie tylko naród żydowski poznał Chrystusa, ale też wszystkie inne. Czy wg ciebie, gdyby Izrael nie odrzucił Chrystusa i przyjąłby zbawienie, poganie nie mogliby Go poznać?

Myślę, że Bóg jedynie zna odpowiedzi na pytania typu „Co by było gdyby…?”. My jedynie możemy z pewnością mówić o tym co On zechciał nam w Swej łasce objawić. Opierając się więc na objawieniu Jego miłości do wszystkich ludzi i Jego pragnieniu, by wszyscy ludzie byli zbawieni i doszli do poznania prawdy, śmiem twierdzić, że nic nie mogło i nie może pokrzyżować Jego zamysłu dotarcia z Ewangelią do wszystkich narodów ziemi.

Apostoł Paweł, rozważając w rozdziałach 9-11 Listu do Rzymian kwestie tymczasowego odrzucenia Izraela, aby umożliwić poganom (nieżydowskim narodom) wejście do Bożego Królestwa, podkreśla Bożą suwerenność, sprawiedliwość oraz kluczowy aspekt wiary i niewiary Izraela i narodów. To rozważanie prowadzi go do duchowego uniesienia i wołania: O głębokości bogactwa zarówno mądrości, jak i poznania Boga! Jak niezbadane są Jego wyroki i niewyśledzone Jego drogi!  Któż bowiem poznał myśl Pana albo kto był Jego doradcą?  Lub kto pierwszy Mu coś dał, aby otrzymać odpłatę?  Z Niego bowiem, przez Niego i w Nim jest wszystko. Jemu chwała na wieki. Amen! (Rzym. 11:33-36)

Podobnie i my, przyglądając się Bożemu planowi zbawienia narodów, winniśmy, z radosnym dziękczynieniem i uwielbieniem, mówić o niepojętych w pełni dla nas Bożych drogach.


W niektórych kręgach słyszy się takie hasła jak: ‘Chrystus dla narodów’, ‘Polska dla Jezusa’, tu i ówdzie czytamy: ‘przebudzenie w Polsce trwa na niespotykaną dotąd skalę’, ‘dla Boga nie ma problemu, żeby niedługo każdy Polak ochrzcił się (wg słów Jezusa: “czyńcie uczniami wszystkie narody i chrzcijcie je”)’. Na pewno znasz też teologię dominionizmu. Co myślisz o takich prognozach?

Obawiam się, że ci, którzy triumfalnie wykrzykują takie hasła, nie czytają zbyt uważnie swoich Biblii i nie analizują duchowego stanu wielu tak zwanych „wierzących”. Pan Jezus wyraźnie powiedział, że szeroka jest brama i przestronna droga, która prowadzi na zatracenie, i wielu jest takich, którzy przez nią wchodzą.  Natomiast ciasna jest brama i wąska droga, która prowadzi do życia, a mało jest takich, którzy ją znajdują. Uważna analiza historii kościoła oraz biblijnie wyostrzone spojrzenie na duchowy stan współczesnego szeroko pojętego chrześcijaństwa, dowodzi prawdziwości stwierdzeń Pana Jezusa.

Każdy prawdziwy chrześcijanin pragnie duchowego przebudzenia i zbawienia ludzi w swoim domu, mieście, narodzie i aż po krańce ziemi. O to się gorliwie modlimy i podejmujemy działania, aby jak najwięcej dusz zostało wyrwanych z królestwa ciemności i przeniesionych do Królestwa Światłości dzięki opamiętaniu i wierze w Pana Jezusa. Natomiast nie możemy się łudzić, że wszyscy którzy nazwą Jezusa Panem, są zbawieni i stają się Jego uczniami. Ponownie odwołam się do słów naszego Zbawiciela, który uroczyście zapowiedział: Nie każdy, kto mi mówi: Panie, Panie, wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto wypełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie.  Wielu powie mi tego dnia: Panie, Panie, czyż nie prorokowaliśmy w twoim imieniu i w twoim imieniu nie wypędzaliśmy demonów, i w twoim imieniu nie czyniliśmy wielu cudów?  A wtedy im oświadczę: Nigdy was nie znałem. Odstąpcie ode mnie wy, którzy czynicie nieprawość. (Mat. 7:21-23)

Jeśli ktoś postrzega przebudzenie w spotkaniach ludzi, których uda się zgromadzić w jakimś miejscu i namówić do powtórzenia pięknie brzmiących słów, typu: „Panie Jezu wejdź do mojego serca i bądź moim Zbawicielem!”, to rzeczywiście takie przebudzenie trwa w naszym kraju od Chrztu Polski za czasów Mieszka I. Jeśli jednak uważnie czytamy Święte Pisma, to dobrze wiemy, że religijne słowa to zdecydowanie za mało, aby wejść do Bożego Królestwa. Jeśli się ktoś nie opamięta ze swoich grzechów, nie odstąpi od swej nieprawości, nie nawróci całym sercem do Boga i nie zostanie zrodzony z Ducha Świętego, nigdy nie zobaczy Królestwa Bożego, choćby odmawiał najwznioślejsze modlitwy i głośno wyśpiewywał najpiękniejsze hymny!

Niestety, wielu współczesnych entuzjastów przebudzenia, ignoruje nauczanie całej prawdy Bożej, a powtarza wybiórcze fragmenty Pisma, rozpalając w naiwnych religijny ferwor i stwarzając pozory duchowego życia tam gdzie go nie ma. Jeśli przyjrzymy się uważnie wielu obecnym „przebudzeniom” to z przykrością musimy stwierdzić, że jest to słomiany ogień, który efektownie bucha religijnym blaskiem, ale szybko gaśnie i zostaje po nim tylko dym rozczarowania… Wielka odpowiedzialność leży na przywódcach zborów, na popularnych blogerach, vlogerach czy ludziach aktywnie działających w mediach społecznościowych, za którymi bezrefleksyjnie idą młodzi ludzie wyglądający obiecywanego im przebudzenia. Kiedy ono jednak nie nadchodzi, a życie wydaje się zbyt prozaiczne – pojawia się frustracja…

Jeśli chcemy być skuteczni w dziele misji, ewangelizacji i uczniostwa, to musimy trzymać się biblijnych wyznaczników wykonywania powierzonej nam przez Boga pracy: w chłostach, w więzieniach, podczas rozruchów, w trudach, w nocnych czuwaniach, w postach;  przez czystość i poznanie, przez wytrwałość i życzliwość, przez Ducha Świętego i nieobłudną miłość;  przez słowo prawdy i moc Boga, przez oręż sprawiedliwości na prawo i na lewo;  przez chwałę i pohańbienie, przez złą i dobrą sławę; jakby zwodziciele, a jednak prawdomówni;  jakby nieznani, jednak dobrze znani, jakby umierający, a oto żyjemy, jakby karani, ale nie zabici;  jakby smutni, jednak zawsze radośni, jakby ubodzy, jednak wielu ubogacający, jakby nic nie mający, jednak wszystko posiadający. (2 Kor. 6:5-10)  

Niewielu chce dzisiaj iść taką drogą, jaką szli wierni Chrystusowi apostołowie. Jeśli sądzimy, że obierając inną drogę, dojdziemy tam gdzie oni doszli, to jesteśmy w wielkim błędzie i możemy znaleźć się w gronie tych wielce rozczarowanych przed sędziowskim tronem Chrystusa.


Czy łączenie z innymi kościołami, także tradycyjnymi i liberalnymi w celu misji i ewangelizacji wg ciebie jest właściwe?

Absolutnie jestem przeciwny prowadzeniu jakiejkolwiek duchowej działalności w Bożym Królestwie z ludźmi duchowo nieodrodzonymi! Kiedy Apostoł Paweł wzywa Koryntian do niechodzenia z niewierzącymi w jednym jarzmie, to nie zakazuje ślubu wierzącego z niewierzącą osobą (co oczywiście jest wielkim błędem!), ale mówi o duchowej wspólnocie i działalności wierzących z niewierzącymi. Cały kontekst 6 i 7 rozdziału 2 Listu do Koryntian tego dowodzi.

Jedną rzeczą jest głosić Ewangelię wszystkim i wszędzie, a inną rzeczą jest zawierać duchowe pakty, układy, ekumeniczne związki, w których ludzi duchowo nieodrodzonych obłudnie nazywamy naszymi braćmi i siostrami! Jeśli natomiast rzeczywiście każdego nominalnego chrześcijanina postrzegamy jako naszego brata, to sami nisko upadliśmy!

A może da się znaleźć jakiś kompromis – wspólnie działamy w zakresie pomocy medycznej, finansowej, zaopatrzenia, czy muzyki, a oddzielamy się, gdy zwiastujemy Ewangelię i mówimy o sprawach duchowych?

Duchowe kompromisy są bardzo kosztowne – a jeśli myślimy inaczej, to ponownie wynika to z naszej duchowej ignorancji, lub co gorsza tłumienia prawdy.

Czy Jezus choć raz wzywał swoich uczniów do jakiegokolwiek kompromisu z tym światem, z religijnym establishmentem czy możnymi tego świata? Czy nie przestrzegał nas raczej, że to co jest znaczące i szanowane w tym świecie, jest w pogardzie u Boga? (Łuk. 16:15)

Jaka jest nasza motywacja w łączeniu sił z niewierzącymi? Sądzimy, że im więcej ludzi się w coś zaangażuje, tym więcej razem zdziałamy. Czy taka jest też Boża ekonomia? Czy Bóg nas wzywa do łączenia się z każdym, kto się na to zgadza, czy do trzymania się z dala od wszystkiego co złe i nieczyste? Czy Bóg potrzebuje wielkich armii by pokonać Swoich wrogów czy wystarczy Mu garstka żołnierzy Gedeona, lub nawet samotny Samson? Czy Jezus potrzebuje worka pieniędzy by nakarmić tysiące głodnych, czy wystarczy Mu pięć chlebów i dwie ryby? Dlaczego apostoł Paweł zbierał datki na głodujących braci w Judei wyłącznie od wierzących? (2 Kor. 8-9) Dlaczego nie szukał zamożnych filantropów, których nie brakowało i w tamtych czasach? Zastanówmy się nad odpowiedziami na te pytania, a zobaczymy, że Bóg objawia swą moc w naszej słabości i niemożności! (2 Kor. 12:9-10) Kiedy mamy za sobą wielu ludzi, duże pieniądze i społeczne poparcie, to po co jeszcze nam Bóg? Wtedy (sądzimy) radzimy sobie świetnie bez Niego.

Boleję nad zborami, które są prowadzone w uwielbianiu Boga przez duchowo nieodrodzonych najemnych muzyków czy karmionych wzniosłymi wywodami najemnych kaznodziei lub coraz bardziej popularnych trenerów. Poddawanie się pod duchowy wpływ nieodrodzonych ludzi nie przyniesie kościołowi duchowych korzyści. Albowiem co człowiek sieje to też będzie zbierał! Jeśli siejemy rzeczy cielesne, to takie też będą nasze plony. Jeśli zaś siejemy z Ducha, to mamy Bożą gwarancję, że będziemy zbierać duchowy błogosławiony plon.

Jeszcze spróbuję pociągnąć ten temat, tym bardziej, że zbliża się tydzień modlitw o jedność chrześcijan. Słyszy się coraz częściej o wspólnych działaniach, koncertach, konferencjach katolicko-ewangelicznych. Czy myślisz, że jedni chcą przeciągnąć drugich na swoją stronę, czy też powstaje coś zupełnie nowego, czym warto się zainteresować?

Myślę, że jedno i drugie ma miejsce. Są prawdziwi wyznawcy ekumenii, którzy wierzą, że intelektualna zgoda na wspólnie ustalone wyznanie wiary jest mocnym fundamentem, na którym można budować prawdziwą jedność chrześcijan, pomimo dramatycznych różnić w innych kwestiach. W obliczu wrogości innych religii czy ateistycznego światopoglądu, chrześcijanie różnych wyznań mają nadal wiele wspólnego. Ci, którzy uważają, że to wystarczy, aby ramię w ramię służyć Chrystusowi i głosić Jego wybrane/okrojone nauki (co do których się zgadzają) będą się jednoczyć i budować ekumeniczny Babilon.

Pan Jezus jednak wzywa Swoich uczniów do głoszenia Jego Ewangelii i czynienia uczniami wszystkich narodów nauczając ich czynić wszystko, co On przykazał! Mat. 28:18-20

Modlitwa Pana Jezusa o jedność Jego uczniów, zapisana w Ewangelii Jana 17, skupia się na Prawdzie (całej Prawdzie) oraz na duchowej jedności wynikającej z duchowego zjednoczenia z Jezusem, dzięki odrodzeniu z Jego Świętego Ducha. Bez duchowego odrodzenia i uznania autorytetu całej Prawdy objawionej w Bożym Słowie nie ma prawdziwej chrześcijańskiej jedności. Wszystko zaczyna się od prawdziwego nawrócenia do Chrystusa i odrodzenie z Jego Świętego Ducha, który wprowadza uczniów Chrystusa w poznanie Prawdy. Taka jedność pochodzi „z góry” w odróżnieniu od wytworu religijnych ludzi, którzy chcą się jednoczyć, bo w jedności siła, bo więcej razem zdziałamy, czy też to będzie lepszym świadectwem. Nie neguję szlachetnych motywów przyświecających niektórym ekumenistom, ale nie podzielam ich entuzjazmu, czytając wielokrotnie powtarzane ostrzeżenia Pisma przed duchowym odstępstwem.

Co do przeciągania innych na swoją stronę, to chyba nie trzeba komentować. Wystarczy popatrzeć na rywalizację tylko między ewangelicznymi społecznościami. Ilu pastorów zadaje sobie trud, by się dowiedzieć skąd przychodzą nowi ludzie do ich zborów i dlaczego chcą zmienić zbór? Jesteśmy stosunkowo małymi społecznościami i każdy nowy członek zboru dodaje do jego znaczenia i prestiżu. Jeśli dzięki ekumenicznym spotkaniom można pozyskać nowych słuchaczy i docelowo nowych zborowników to, w mniemaniu niektórych, warto wykazać się pewną przebiegłością. Czy sam Pan Jezus tego nie zaleca? Mat. 10:16 – wyrwany z kontekstu.


Czy masz jakieś krytyczne uwagi odnoszące się do działalności organizacji misyjnych?

Nie ważę się krytykować tych, którzy szczerze poświęcają się wielkiemu dziełu niesienia Ewangelii na krańce ziemi. To ważne zadanie Kościoła, to duchowy kompas, bez którego tracimy, wyznaczony nam przez Pana, kierunek. Jak jest napisane: O jak piękne są nogi tych, którzy opowiadają pokój, tych, którzy opowiadają dobre rzeczy!

Niestety, tak jak w innych obszarach kościelnej działalności, misje nie są wolne od skażenia, wynikającego z zaangażowania się w nie sprytnych ludzi, którzy widzą w działalności misyjnej sposób na wygodne, dostatnie życie. To z kolei, pociąga za sobą dalsze ważkie konsekwencje. Tacy ludzie zrobią wszystko, aby pozyskać jak najszybciej, jak najwięcej „nawróconych” aby wykazać się wynikami swojej owocnej pracy. To prowadzi do głoszenia „ewangelii” jak najbardziej przyjaznej odbiorcom (najczęściej spłycając lub zupełnie pomijając nauczanie o ludzkiej grzeszności i potrzeby opamiętania). To jest fałszywa ewangelia, która nie prowadzi ludzi do zbawienia, ale wywołuje tylko emocjonalne poruszenie i chwilowe nieprzemyślane decyzje. Jednak można sfotografować lub sfilmować tłumy ludzi wychodzących „do przodu aby przyjąć Jezusa” i pochwalić się wielkimi owocami przebudzenia! Z bólem serca patrzę na takie „ewangelizacje”, gdzie oszukuje się obecnych tam ludzi i sponsorów takiej działalności! Gdyby miliony Afrykańczyków, którzy rzekomo przyjęli Jezusa do swoich serc w ostatnich dziesięcioleciach wielkich ewangelizacji na tym kontynencie, faktycznie się opamiętało i narodziło na nowo, to stan kościoła w Afryce nie byłby tak opłakany jak jest. Tymczasem jest tam garstka prawdziwych chrześcijan w morzu przedziwnych odmian „chrześcijaństwa”, muzułmanów i rdzennych spirytystycznych/animistycznych religii. Można oglądać triumfalne relacje z wielkich ewangelizacji, gdzie setki tysiące ludzi rzekomo się nawraca i żyć w złudzeniu zbawionej Afryki, albo poznać fakty, aby modlić się i wspierać zdrową biblijną działalność misyjną na tym rozległym kontynencie.

Czytając o misjonarzach minionych wieków jak Hudson Taylor, William Carey, Adoniram Judson czy Amy Carmichael, odnosimy wrażenie, że ich posługa opierała się na zupełnie innych zasadach niż wielu współczesnych agencji misyjnych. Starali się oszczędnie żyć na poziomie ludzi, których starali się przyprowadzać do Chrystusa. Wielu dzisiejszych misjonarzy chce żyć w biednych krajach na poziomie europejskim czy amerykańskim, co pociąga za sobą ogromne koszty. Zamiast szkolić miejscowych wierzących i im przekazać lokalną działalność misyjną aby ruszać w nowe miejsca, wielu misjonarzy okupuje zdobyte pozycje i rozleniwia się. Kampanie gromadzenia środków na działalność niektórych organizacji misyjnych można śmiało przyrównać do kampanii wyborczych niektórych partii politycznych: składanie wielkich obietnic doczesnych i wiecznych zysków, wywieranie moralnej presji oraz wzbudzanie poczucia winy we wszystkich, którzy nie zechcą wesprzeć ich działalności.

Dzięki Bogu są dobrze działające, wierne Bogu i Jego Słowu agencje misyjne, które można polecić z czystym sumieniem i które warto wspierać. Zanim zaangażujemy się we wspieranie danej służby, upewnijmy się jak ona funkcjonuje i jak gospodaruje zbieranymi funduszami.   

Jakie błędy popełniamy w ewangelizacji indywidualnej?

Ponownie zacznę od wyrażenia mej radości z głoszenia Ewangelii zawsze i wszędzie, wszelkimi sposobami, tak długo jak jest to TA Ewangelia, nie zmodyfikowana, nie ograbiona ze swej mocy przez ludzkie domieszki czy ujęcie z niej jakiegokolwiek elementu.

Każdy chrześcijanin jest ewangelistą! Nie w sensie wykonywania kościelnej posługi, ale w sensie bycia naśladowcą Chrystusa w swoim codziennym życiu i dzielenia się z innymi dobrą nowiną o zbawieniu w Jezusie Chrystusie. Jeśli narodziliśmy się na nowo z Ducha Świętego i Jezus jest naszym Panem i Zbawicielem, to nie możemy być obojętni na los tych wszystkich, którzy giną bez Jezusa. Będziemy o Nim opowiadać i będziemy się modlić o zbawienie naszych bliskich, sąsiadów, znajomych i wszystkich innych ludzi.

To co jest powszechnym współczesnym błędem w dziele osobistej ewangelizacji, to zapominanie, że Jezus powołał swoich uczniów do BYCIA Jego świadkami – nie tylko mówienia o Nim! Mamy przede wszystkim być! To znaczy moje i twoje codzienne życie z Jezusem jest sprawą kluczową. Czy wzrastam w poznaniu Jezusa, w miłości do Jezusa, w gorliwości by Mu służyć? Jeśli tak jest, to naturalnym owocem tego będzie nasze dzielenie się z innymi Ewangelią naszym postępowaniem godnym Ewangelii i naszymi słowami pełnymi Ewangelii.

Drugim błędem jest zakładanie, że nawrócenie jest zawsze cudownie natychmiastowe. Nie mamy czasu poświęcać jednej duszy wielu lat. Chcemy szybkich efektów. Jak ich nie widzimy, to uznajemy, że zrobiliśmy swoje i nie mamy ich krwi na swoich rękach. Sądzimy, że skoro podzieliliśmy się Ewangelią raz czy dwa razy to wystarczy. Albo ktoś przyjmuje i jest zbawiony, albo niech jego krew spadnie na jego własną głowę. To brzmi brutalnie, ale obawiam się, że takie jest myślenie wielu… Czasami rzeczywiście wydaje się, że ludzie nawracają się od razu jak tysiące w dniu Pięćdziesiątnicy, czy jak Eunuch na pustyni, czy strażnik więzienia w Filipii. Nie znamy jednak całej historii tych ludzi, ale czytamy jedynie o tych przełomowych momentach w ich życiu. Ponadto Pan Jezus patrząc na wielkie żniwa ludzkich dusz powiedział do swoich uczniów, że już wcześniej inni się trudzili nad tym co oni teraz mają przywilej zbierać (Jan 4: 35-38). Naszym zadaniem jest wykonać naszą pracę na takim etapie, który Bóg nam zlecił – to może być proces siania, sadzenia, podlewania, pielęgnowania lub zbiorów. Ważne byśmy okazali się wierni w tym, do czego zostaliśmy powołani i wyposażeni.

Ponadto wielu współczesnych „ewangelistów” przypomina agentów reklamujących najlepszy produkt na rynku. Ewangelia jednak z gruntu nie jest atrakcyjna bo wymaga od człowieka porzucenia wszystkiego co ma i położenia ufności w Kimś, kogo człowiek do tej pory nie poznał. Jeśli ktoś przyjmie taką Ewangelię, to jest to cud, bo w naturalny sposób to nie ma sensu! To jest moc Ewangelii – moc Boża ku zbawieniu każdego kto wierzy! Albo wierzymy tej mocy i zwiastujemy prostą, nieprzyozdobioną, niezmodyfikowaną Ewangelię o zbawieniu w Jezusie, albo polegamy na naszym sprycie, elokwencji, sile argumentacji lub zaprezentowaniu Ewangelii w tak atrakcyjnym świetle, że każdy grzesznik wychodzi na głupca jeśli jej nie kupuje! Jeśli my komuś „sprzedamy” naszą ewangelię to nie dziwmy się, że on wkrótce znajdzie lepszą ofertę i kupi sobie kolejną. Tylko stary, szorstki krzyż Golgoty, gdzie Zbawiciel cierpiał i zmarł za nasze grzechy, jest miejscem pojednania człowieka z Bogiem! Tylko pełne oddanie się Jezusowi w posłuszeństwo jako naszemu PANU gwarantuje Jego stanie się naszym Zbawicielem! Tylko pełna Ewangelia jest Ewangelią Zbawienia.

Często głoszenie zdrowej, biblijnej nauki określane jest jako czarnowidzenie, demonizowanie, osądzanie, tłumienie ducha, gaszenie ognia, lub osłabianie zapału. Czy osobiście spotykasz się z takimi zarzutami?

Oczywiście. To odwieczna taktyka demagogów – zamiast rzeczowego dialogu, łatwiej jest zaatakować i zdyskredytować oponenta obrzucając go pejoratywnymi określeniami. Tak religijni bigoci traktowali Jana Chrzciciela, Pana Jezusa, a następnie Jego apostołów. Nie warto się tym przejmować, ale, zgodnie z poleceniem naszego Pana, wiernie Mu służyć i radować się z wielkiej nagrody w niebie. Jeśli natomiast ktoś próbuje wykazać na podstawie Pisma, gdzie popełniam błąd, lub za daleko się zapędzam, to z wdzięcznością przyjmę takie pouczenie i skoryguję swój kurs. Niestety, z przykrością obserwuję coraz bardziej obniżający się poziom prowadzenia dyskusji wśród ewangelicznych chrześcijan.   

Na koniec trochę z innej beczki: Jakie książki w ostatnich miesiącach wywarły na tobie duże wrażenie?

Szczerze mówiąc, nie pamiętam bym w ostatnich latach przeczytał jakąś książkę w całości. Ciągle brak mi czasu na czytanie od deski do deski. Przygotowując się do głoszenia kazań korzystam z wielu podręczników i komentarzy biblijnych w języku angielskim i czasami posłucham fragmentu audiobooka wykonując jakieś domowe czynności. Ogromne wrażenie robią na mnie biografie misjonarzy. Polecam każdemu serię Bohaterów Wiary wydawnictwa Pojednanie. Ponadto, w duchowym rozwoju każdego chrześcijanina, pomocnym będzie Modlitewnik Pielgrzyma uzupełniony o fragmenty Biblijne (wydawnictwo Vocatio). Od wielu lat korzystam z zawartych w nim modlitw Purytan podczas mojej osobistej rozmowy z Bogiem. Na koniec pozwolę sobie jeszcze podkreślić nadrzędną wartość Słowa Bożego. Od ponad 30 lat jestem pod wielkim wrażeniem przemieniającej życie Biblii i mam nadzieję, że do ostatnich mych dni nie utracę zachwytu nad tą skarbnicą Bożej mądrości.

Bardzo dziękuję za rozmowę.

Paweł Jurkowski jest pastorem Kościoła Zbawiciela w Wejherowie

http://kzwejherowo.pl/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz